Mam w tym sezonie jakoś mniej pary do pisania tutaj. Może dlatego, że nie jest to wszystko już nowe, więc mam mniej SPOSTRZEŻEŃ. A może coś innego. Nie wiem.
Anyway, był jeden dzień godny odnotowania - dostałem rano od Andrei dwie Karty Florenckie ważne do końca dnia. Kupili je jego znajomi, którzy wyjechali przed czasem, więc zostały bezpańskie. Karta Florencka to takie coś, co kosztuje 72 euro i daje ci darmowy - oraz priorytetowy - wstęp do 72 obiektów turystycznych we Florencji przez 72 godzin od momentu aktywacji (widzicie już, gdzie się napracował marketing?). Są w tym muzea, ale także różne wille - także te medycejskie poza Florencją, parki i kościoły. Więc nawet jeśli - jak mnie - sztuka niekoniecznie cię grzeje, aż żal byłoby nie skorzystać.
Zwerbowałem Kubę i ruszyliśmy. Zaczęliśmy o 14, albowiem budzę się późno, a większość zamykała się o 18:30, więc tempo mieliśmy dość hardkorowe. Na dodatek w trakcie okazało się, że Kuba musi wracać do roboty tłumaczyć Excela, co wycięło nam kolejne kilkadziesiąt minut.
Mój plan zakładał głównie Belweder (bo to chyba najwyżej położone miejsce w mieście, więc panorama), Willę Bardini (która miała duży ogród, a ja lubię ogrody) i pałace - Pittich i w miarę możliwości Stary. Jednak z powodu ograniczeń czasowych, a także dlatego że do willi było POD GÓRKĘ Kuba uznał, że lepiej pojechać tam takim samochodowym Veturilo na minuty, a najbliższy jest pod synagogą, więc możemy machnąć też synagogę. Przyklasnąłem, bo przez cały ten czas miałem wizję, że te karty są jednak spersonalizowane i jak spróbujemy na nie wejść, to opadną kraty, rozlegną się syreny i zostaniemy aresztowani. A uznałem, że mniejszy przypał w synagodze poza centrum niż w wielkim turystycznym pałacu.
Synagoga była dość imponująca i prawie całkowicie pusta. Była też chyba najlepiej strzeżonym obiektem we Florencji.- kraty, bramy, grodzie, wszystko. A i tak przekręt z kartą wyszedł, więc wszystkie pałace stanęły przed nami otworem. Niestety zrobiłem tam same nieudane zdjęcia, które potem pokasowałem.
Robię jedno z moich nieudanych zdjęć |
Z synagogi pojechaliśmy samochodem na drugą stronę rzeki (tak naprawdę najpierw byliśmy jeszcze w miejscach, bo Kubie uruchomiła się praca i musiał coś robić na szybko, ale to nudne). Samochód był dosłownie dwuosobowy i wielkości maselniczki. Nie miał nawet bagażnika. Jeśli ktoś miałby ochotę przejechać się maselniczką prowadzoną przez wkurwionego pracą Kubę, wystarczy wsiąść do opony traktoru i popodskakiwać sobie w niej aż zrobi ci się trochę niedobrze.
Belweder okazał sie zamknięty, bo go remontują. Grr. Za to ogród willi Bardini był naprawdę ładny - i był wysoko, więc mogłem pooglądać sobie widoczki. Na samą willę trochę szkoda mi było czasu, więc ruszyliśmy ogrodem Boboli - tu wstęp też płatny, więc kolejna forsa zaoszczędzona - do Pałacu Pittich.
Widoczek z ogrodu Willi Bardini |
Pałac Pittich jest gigantycznym tworem zawierającym w sobie z 7 róznych segmentów muzealnych. Mnie najbardziej z całego tego barachła zaintrygowało "muzeum kostiumów" - więc poszliśmy tam. Było spoko. Tu akurat zrobiłem dużo zdjęć, których nigdzie nie wrzucałem, więc będą kiece.
Kieca! |
Też niekieca! |
Niekieca! |
No dobra, właściwie jednak tylko jedna.
Na tym etapie czas się skończył, więc zadowoleni z siebie poszliśmy coś szybko zjeść, a potem on do kina na horror, a ja do domu. Palac Stary będzie musiał zaczekać.
Galerianki feat. Bohater Pierwszego Planu |