Od dwóch dni właściwie nie wychodzę z domu, więc może coś o nim napiszę.
Mieszkam w dzielnicy o nazwie Le Cure - co jak mi wyjaśnił Choclik Libido oznacza Le Cure - na jednej z uliczek prowadzących od dość spektakularnej ulicy ze strumykiem i piniami...
Ej. EJ.
...do końca planszy. Koniec planszy, z perspektywy dwóch kolejnych uliczek, wygląda tak:
Nawet na zdjęciu to wygląda jak tekturowa scenografia
Według mapy tam dalej jest nadal Florencja, a mój włoski współlokator twierdzi, że prowadzi tam jakaś tajna ścieżka tylko dla pieszych, ale z doświadczenia wiem, że to kłamstwo, a współlokator jest pewnie na usługach Breachu (to odniesienie do takiej książki China Mieville'a, której nie czytał pies z kulawą nogą). Tzn. to też nie do końca prawda - teoretycznie wyszliśmy za ten kraniec planszy z Chochlikiem, ale poszliśmy drogą okrężną i musieliśmy otworzyć tajną bramkę kartą międzynarodowego stypendysty, więc jakby kaman.
Mieszkanie jest trzypokojowe, z dwoma balkonami (kuchennym i MOIM), wanną do której nie ma korka, oraz całkiem dużą kuchnią. I składzikiem na zwłoki i materace. Na całej klatce schodowej są tylko dwa mieszkania - nasze i jakichś państwa z dołu - i każde ma na tej klatce swoje osobne światełko, za które płaci dany lokator, więc trzeba uważać, żeby nie włączać CUDZEGO ŚWIATŁA i nie narazić na KOSZTY. Trzeba też uważać, żeby nie pomylić przycisku w mieszkaniu i zamiast włączenia światła nie otworzyć drzwi na klatkę, bo wtedy trzeba zejść i je manualnie zatrzasnąć. I przy segregacji śmieci też trzeba uważać. I żeby nie prać przed którąśtam, bo jest droższy prąd. Ogólnie jak na śródziemnomorską manianę (tak, nadal nie ten język) strasznie często trzeba uważać.
Mieszkam tu z Niemcem i Włochem, z tym że Niemiec w międzyczasie wyjechał. Niestety jutro przyjeżdża jego zamiennik, też Niemiec. Niestety bo dwie osoby to nie trzy, a Włoch często wychodzi, więc mam chatę dla siebie. Ale może będą też plusy, bo to Niemiec, więc będzie pewnie dobrze szprechał (hue hue) po angielsku.
Włoch ma na imię Andrea i nie gada jakoś super, ale jest strasznie, ale to strasznie miły. Jestem tu od tygodnia, a zdążył już zabrać nas na tę kolację połączoną z filmem i zaproponować mi wyjście na koncert jakiegoś punkowego girlsbandu. Miał mnie też zawieźć do Lukki na nowy film Kaurismakiego zapowiadany przez samego reżysera, ale okazało się że Kaurismakiego jednak nie będzie, a film jest w pierdyliardzie dziwnych języków z włoskimi napisami, więc spasowałem.
Ogólnie Włosi są chyba po prostu miłą nacją. Pierwszego dnia mojego pobytu tutaj, przypadkowa pani w supermarkecie przepuściła w kolejce 3 osoby (w tym mnie), bo miała pełen koszyk zakupów, a my tylko po kilka rzeczy. Kilka dni później, gdy gadaliśmy z Chochlikiem w sklepie po polsku wybierając łososia, inna pani na migi pokazała nam, że lepiej takiego innego, bo jest promocja. Zrewidowałem swój pogląd na ich temat, dotychczas oparty na niepodpartym niczym wrażeniu z dupy. Chociaż teraz do mnie dotarło, że może oni są mili tylko w supermarketach i tuż przed menopauzą. Hmm...
Żeby nie było calkiem idyllicznie - jestem prawie pewien, że pani z lodziarni się ze mnie śmieje po włosku ze swoim współpracownikiem, zezowatym mężczyzną rasy czarnej. Tzn. to pewnie demony mojej psychozy, ale i tak postanowiłem jeść mniej lodów.
Spędzam w tym mieszkaniu dość dużo czasu, bo okazało się, że wziąłem tu sobie mnóstwo roboty. Na szczęście przez dwa dni padało (no dobra, dwa razy padało przez jakieś 30 minut) więc nie czułem się strasznie, że tylko siedzę na dupie. Ale jutro ma być słońce, więc zamierzam obudzić się wcześniej, odbębnić przynajmniej połowę dziennego przydziału i zapuścić się głębiej na drugą stronę rzeki. Tak. Totalnie mi się uda.
Błona cerata (to po włosku miłego wieczoru).



Ja czytałam Miasto i miasto.
ReplyDeleteAle ja czytam, co mi polecisz, więc w sumie się nie liczę.
Podpisano: anonimowa fanka
jedź do Lukki! to piękna ufortyfikowana dziura!
ReplyDelete